Jan Błachowicz po raz kolejny udowodnił, że jest kozakiem. Tym razem przekonał się o tym Israel Adesanya, mistrz UFC wagi średniej. Najsmutniejszym człowiekiem po walce był Dana White, szef UFC.
Zanim przejdziemy do konkretów, posłuchajcie Bruce’a Buffera i jego „And still”. W niedzielny poranek w polskich domach brzmiało to wyśmienicie.
Jan Błachowicz do kolejnej walki przystępował w roli underdoga, bukmacherzy wyraźnie stawiali na Adesanyę. Polak udowodnił, że nie jest przypadkowym mistrzem UFC.
Błachowicz praktycznie cały czas miał walkę pod kontrolą. Bardzo dobrze radził sobie w stójce, a gdy trzeba było przenosił walkę do parteru. Ból na pewno sprawiały mu liczne lowkingi Adesanyi na łydkę. Nigeryjczyk dużo kopał, był lotny na nogach, ale Błachowicz był czujny i nie dał sobie zrobić krzywdy.
Nie była to porywająca walka ze zwrotami akcji, ale zwycięstwo Janka nie podlegało dyskusji.
Błachowicz wygrał jednomyślną decyzją sędziów: 49-45, 49-45, 49-46.
– Czułem, że dużo kopie. Ja trochę tym boksem „gryzłem”. Te dwie ostatnie rundy były na sto procent dla mnie. Nie było łatwo, to była ciężka walka. Czułem, że ta walka jest moja. Powinienem był szybciej ruszyć z tym boksem na niego, ale to był jeden z najlepszych zawodników na świecie, bo teraz ja nim jestem. Czułem się dobrze. Może powinienem był trochę więcej z siebie dać – mówił Błachowicz w rozmowie z Polsatem Sport..
Kwaśną minę tuż przed ogłoszeniem werdyktu miał Dana White, który pewnie liczył na wygraną Nigeryjczyka. W końcu to jego UFC kreowało na wielką gwiazdę. Plany organizacji pokrzyżował skromny fighter z Polski, dla którego w tej grze nie ma limitów.
Możemy dyskutować o kolejnym rywalu dla Janka (pewnie Glover Teixeira), ale teraz nie ma sensu zawracać sobie tym głowy. Cieszmy się chwilą, mamy mistrza UFC, z którego możemy być dumni.
Przeczytaj także: Sędzia MMA: Byłem w szoku, gdy widziałem, co się dzieje w klatce