Mateusz Borek organizuje już dwunastą galę boksu zawodowego pod szyldem MB Boxing Night. Tym razem impreza odbędzie się w Środzie Wielkopolskiej, a głównym bohaterem wieczoru będzie Damian Wrzesiński. – Raz jest lepiej, raz gorzej, czasami coś mi nie wyjdzie w matchmakingu, ale w założeniu nie mogę sobie pozwolić, żeby ludzie na galach MB Promotions oglądali bumobicie – mówi Borek.
Zabawa w promotora boksu sprawia ci jeszcze radość?
Mateusz Borek: Zdecydowanie mniejszą niż cztery lata temu.
Dlaczego?
Jak robiliśmy gale z Tomkiem Adamkiem, to codziennie w sprzedaży znikało po 150-200 biletów. Tomkowi zawsze towarzyszyli kibice i tłum dziennikarzy, była dyskusja w mediach i wszędzie czuć było emocje. A dzisiaj kogo obchodzi polski boks? Obecnie żaden polski pięściarz nie elektryzuje naszego społeczeństwa. Na salę w Wałczu przyszło 150 osób, żeby obejrzeć, jak były mistrz świata obija jakiegoś buma. Obecnie w Polsce nie ma koniunktury na boks. Kilkanaście lat temu gale w naszym kraju wcale nie były lepsze pod względem sportowym, ale wtedy boks był jedynym sportem, który był namiastką innego świata. Były kolorowe światła, zawodnicy walczyli bez kasków, była oprawa, muzyka, dziewczyny z numerkami. To była nowość w Polsce, bo wcześniej znany był tylko boks olimpijski. Bilety na galę sprzedawały się w trzy dni. Ale te czasy już minęły. Od momentu, gdy pojawiły się federacje MMA, a później federacje freakowe, boks znalazł się na marginesie.
Polscy pięściarze nie rozpieszczają nas też sukcesami. Na mistrza świata czekamy już długo.
Być może to też ma wpływ na coraz mniejsze zainteresowanie tym sportem w naszym kraju. Wielu naszych dobrych zawodników obija kotlety w Polsce, a później jadą walczyć za dolary w Anglii lub USA. Oglądamy taki model: za pieniądze polskiej telewizji i polskiego kibica przygotowuje i pompuje się zawodników po to, żeby ich rekord zmonetyzować za granicą. A potem polski kibic włącza telewizor i oszukuje się, że nasz pięściarz ma jakieś szanse w takiej walce. A najczęściej jedzie na ścięcie. Co telewizję i jej widza obchodzi monetyzowanie zawodnika w telewizji DAZN za dolary? Nic. Telewizja podpisuje z promotorem umowę i chce dostać produkt, rozrywkę. Nie jest narzędziem, które dofinansowuje przygotowanie zawodników pod sprzedaż. W każdej umowie biznesowej trzeba być uczciwym w stosunku do kontrahenta. W kontrakcie mam zapisane, zresztą, jak każdy promotor, że dołożę wszelkich starań, żeby organizowana przeze mnie gala była widowiskiem i rozrywką na dobrym poziomie.
W najbliższym czasie polski boks może wyjść z kryzysu?
Jeśli nie pojawi się taki gracz jak na przykład DAZN, który zainwestuje dużo środków w polski boks zawodowy i da promotorom trochę czasu, to ciężko będzie coś zbudować. Kiedyś starałem się wytłumaczyć Lou DiBelli model biznesowy polegający na tym, że telewizja daje pieniądze, które pokrywają 1/4 lub 1/5 kosztów gali, a resztę budżetu promotor musi uzyskać ze sprzedaży biletów i od sponsorów. Lou DiBella tego nie rozumiał, bo jeśli on chce zrobić galę za przykładowo 500 tysięcy dolarów, to dostaje te 500 tysięcy od telewizji. A pieniądze z biletów czy od sponsorów są jego zarobkiem. Często polski promotor, żeby zarobić na koszty, musi pukać od drzwi do drzwi i zbierać pieniądze u kilku lub kilkunastu podmiotów. Pieniądze za licencję telewizyjną często nie wystarczają na pokrycie kosztów scenotechniki i opłat za hotel. A wtedy dopiero zaczyna się zabawa w płacenie gaż. Po dwóch miesiącach ciężkiej pracy promotorzy wychodzą na zero albo dokładają do biznesu, jeśli chcą zrobić fajną imprezę. Obecnie w Polsce tylko projekt Polsat Boxing Promotions funkcjonuje na zachodnich zasadach. Chodzi o to, że jak impreza kosztuje X, to ten X płaci telewizja. Nie mówię tylko o gażach zawodników, ale o wszystkich kosztach. Jeśli promotor umie sprzedać taki event, to na tym zarabia. Kiedyś żaden promotor nie mógł liczyć na taki model w Polsacie.

Jak drogim sportem jest boks?
Jest bardzo drogi. Podejrzewam, że main event gali FEN czy Babilon MMA kosztuje tyle, co piąta walka na karcie gali bokserskiej. Często jedna walka w boksie kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. Do tego dochodzą podatki, bilety lotnicze, hotele i wyżywienie. Kartę walk na mniejszą galę MMA w Polsce możesz ułożyć z polskich zawodników. W boksie jest z tym problem, bo pięściarzy jest mniej niż zawodników MMA. Praktycznie na każdą walkę trzeba sprowadzać zawodnika z zagranicy, któremu płaci się w euro. Niekiedy koszty znaczącą przewyższają wartość sportową tych zawodników. Czasami widzimy przeciętnego zawodnika w ringu, ale to nie oznacza, że on był tani. Polski kibic chce podobnych rywali jak w Anglii czy Francji. Sprowadzając takich zawodników jako oponentów, musimy się liczyć z tym, że oni nie przyjadą boksować za taką samą kwotę w złotówkach, jaką tam dostają w euro. I trudno się temu dziwić.
Jak przyciągnąć takiego gracza jak DAZN na polski rynek?
Widzę tylko jedną opcję: polski pięściarz musiałby wygrać spektakularną walkę w Wielkiej Brytanii albo w USA. Wtedy byłaby szansa, żeby na takim zawodniku otworzyć rynek i wokół niego budować biznes przez kilka lat. Gdyby Cieślak wygrał z Okoliem, to niewykluczone, że taki biznes pojawiłby się u nas i właśnie bylibyśmy świadkami powstania Matchroom Poland.
Jaka myśl ci przyświecała, gdy układałeś kartę gali MB Promotions 12?
Nawet jak jestem wkurzony na wiele rzeczy, to główna myśl jest zawsze taka sama: żebym nie musiał się wstydzić. Raz jest lepiej, raz gorzej, czasami coś mi nie wyjdzie w matchmakingu, ale w założeniu nie mogę sobie pozwolić, żeby ludzie na galach MB Promotions oglądali bumobicie. Chcę dawać kibicom emocje. W interesie żadnego promotora nie jest, żeby jego zawodnik przegrał, ale jak nie będziesz robił walk z elementem ryzyka dla swoich zawodników, to też nie licz na to, że ten zawodnik będzie robił postępy, wzbudzał emocje i że ktoś go zapamięta.

W pojedynku wieczoru gali MB Promotions 12 Damian Wrzesiński będzie walczył z Ismaelem Galiatano, który napsuł sporo krwi Kamilowi Łaszczykowi. To będzie walka 50/50?
Damian podjął decyzję, że schodzi kategorię niżej. Uznał, że woli być dużym superpiórkowym niż małym lekkim. Chciał też konfrontować się z fajnymi rywalami. Z Galiatano podpisaliśmy umowę na dwie walki, Kamilowi Łaszczykowi rewanż jest niepotrzebny, więc uznaliśmy, że to będzie dobry rywal dla Wrzesińskiego. Liczę na fajną walkę, emocji tu na pewno nie zabraknie.
Wrzesiński dostał main event w Środzie Wielkopolskiej, ale jemu od dawna marzy się walka na stadionie Lecha Poznań. To są realne marzenia?
To nie jest problem zrobić walkę na stadionie. Tylko po co? Jeśli do Środy Wielkopolskiej, 30 kilometrów od Poznania, przyjedzie 600 kibiców Damiana, to przy fajnej promocji dużej walki na stadion przyjdzie 2-3 tysiące ludzi. Jaki to ma sens? Trzeba iść spokojnie, najpierw trzeba przejść z Środy Wielkopolskiej na większą halę w Poznaniu i od tego zacząć. Na stadion nadawała się walka Kliczko vs Adamek i na tym zakończmy ten temat.
Bardzo harmonijnie rozwija się kariera Tomasza Nowickiego. Tym razem jego rywalem będzie Louis Greene, którego polscy kibice już zdążyli poznać.
Greene to człowiek, który na polskiej ziemi przerwał zwycięską passę Łukasza Wierzbickiego, gdy brutalnie go znokautował w Częstochowie. Na ten moment jest to superrywal dla Nowickiego, Brytyjczyk ma sporo punktów w boxrecu. Tomek musi być czujny, bo Greene ma mocny cios. Jeśli chodzi o Tomka, to on ma duży potencjał i się nie zatrzymuje. Jest mocny mentalnie. Gdy wysłałem do Tomka i jego trenera, Mariusza Koperskiego, nazwiska trzech potencjalnych rywali dla Tomka, to od razu dostałem zwrotkę z informacją, że biorą tego najmocniejszego. Zawsze tak wybierają, a ja zawsze po trzy razy upewniam się, czy są tego pewni. Oni nie kalkulują, chcą wyzwań. Koperski jest odważnym trenerem, nie szuka wymówek i rozumie ideę sportu. Podoba mi się takie podejście.
Wspomniałeś, że w polskim boksie brakuje zawodników, którzy interesują fanów. Mocno polaryzował ich Artur Szpilka, ale na razie przerwał karierę w boksie i zaczął przygodę z MMA. Ile polski boks straci bez Szpilki?
W stosunku do Artura nie potrafię być do końca obiektywny, bo go po prostu lubię. Sportowo polski boks straci nie za dużo, ale jeśli chodzi o medialność to na pewno sporo, bo Artur zawsze budził emocje. Ale dzisiaj do sportu na wyższym poziomie on już chyba się nie nadaje.
Poradzi sobie w MMA?
Musi być bardzo umiejętnie prowadzony. Powinien konfrontować się z zawodnikami, którzy nie biją zbyt mocno ani nie są mistrzami sprowadzeń i mistrzami jiu jitsu. U Artura podoba mi się to, że on cały czas walczy sam ze sobą i walczy o swoją miłość, którą niewątpliwie jest walka. Pytanie tylko, czy zdrowie i neurologia pozwolą mu na walki na trochę wyższym poziomie. Dopóki będzie walczył, to zawsze będę jego kibicem. Ale za każdym razem, gdy będą go widział wychodzącego do ringu lub klatki, to będę się o niego bał.
Co sądzisz o pomyśle walki Adama Kownackiego z Dereckiem Chisorą?
Z punktu widzenia Eddiego Hearna to jest majstersztyk. Eddie ewidentnie poluje na polskich zawodników, bo chce ściągnąć Polaków do hal w Wielkiej Brytanii. Gdyby w Polsce było więcej klasowych zawodników, to jestem przekonany, że dostawaliby regularnie propozycje od Hearna. Adam czekał na duży pojedynek i wygląda na to, że się doczekał. Hearn dobrze mu zapłaci. Widać, że Adam złapał energię do treningu i wierzy, że jak pokona Chisorę, to wróci do gry. Miałem z nim dłuższą rozmowę, zaproponowałem mu 3-4 walki w Polsce, chciałem mu zrobić kilka obozów i pobawić się w organizację większych gal. Chodziło o to, żeby Adam wygrał 3-4 walki i wrócił na amerykański rynek z inną pozycją przetargową. Ale nie był zainteresowany taką opcją. Idzie na całość, wszystko albo nic. Jeśli potknie się na Chisorze, to nie wiem, czy nie rozważy zakończenia kariery. A to zestawienie nie pachnie kartami sędziowskimi. Ktoś na pewno padnie.
Rozmawiał: Krzysztof Smajek
Zdjęcia: MB Promotions