Mamed Khalidov potrzebował trzydziestu kilku sekund, żeby odebrać mistrzowski pas Scottowi Askhamowi. Zrobił to w FENOMENALNYM stylu. Podczas gali KSW 55 kopnięciem z wyskoku zmiótł Brytyjczyka.
Wielu kibiców dziwiło się, gdy Mamed Khalidov po trzech porażkach z rzędu dostał walkę o mistrzowski pas KSW wagi średniej. Maciej Kawulski powtarzał, że Mamed jest legendą KSW i że zasłużył na taką walkę. I miał rację!
Mamed w pierwszej walce z Askhamem nie miał za wiele do powiedzenia. Przegrał po trzech rundach gry parterowej. Tamta walka nikogo nie zachwyciła. Mamed chciał wyrównać rachunki, bo wiedział, że stać go na więcej. Prosił właścicieli KSW o drugą walkę ze Scottem i ją dostał.
Faworytem rewanżu był Brytyjczyk. Wydawało się, że ma więcej argumentów, by wygrać. Ale tylko się wydawało. Askham mówił, że będzie chciał wygrać z Mamedem przed czasem. Mówił też, że dla Mameda to już chyba czas na kapcie i fajkę.
Khalidov niczego nie zapowiadał. Po prostu wszedł do klatki i wygrał przed czasem. Mamed wciąż jest wielki, znów rozpalił oczekiwania kibiców. – Jedyny, niepowtarzalny i zjawiskowy. I co z tego, że ma 40 lat. Gwiazdy mu sprzyjają, bo jest jedną z nich – te słowa wykrzyczał do mikrofonu Andrzej Janisz po wygranej Mameda.
Akcją po której Mamed zgasił światło Scottowi, można się delektować od rana do wieczora. To jest pewny kandydat do nokautu roku w polskim MMA.
Już rozpoczęły się dyskusje na temat trzeciej walki Mameda z Askhamem. Maciej Kawulski w studiu po gali mówił, że trylogia pewnie nastąpi, ale raczej nie od razu. Nie mamy nic przeciwko temu, ale możliwe, że do trzeciej walki nie będzie palił się Askham.
Brytyjczyk za szybko o kopnięciu Mameda nie zapomni, a w głowie może mu szumieć do następnej gali.