karolina koszewska

Koszewska: Dla mnie to będą wyjątkowe igrzyska. Marzę o medalu

– Przed Igrzyskami Europejskimi w Mińsku w 2019 roku myślałam, że to będą moje ostatnie zawody. Wcześniej przegrałam parę turniejów i pojawiły się myśli o zakończeniu kariery, ale nigdy nie przestałam marzyć o występie w Tokio – mówi Karolina Koszewska.

To pani pierwsze, wymarzone i wyczekiwane igrzyska olimpijskie. Nie wszyscy w panią wierzyli, ale pani dopięła swego.

Karolina Koszewska: Gdy w 2017 roku jako 35-latka wróciłam po dziewięcioletniej przerwie do boksu, to słyszałam, że niewiele już osiągnę. Wprawdzie nikt mi tego nie powiedział prosto w twarz, ale mówili tak za moimi plecami. To mnie dodatkowo motywowało, bo chciałam pokazać niedowiarkom, że się mylą. Nigdy nie przestałam wierzyć, że zakwalifikuję się na igrzyska. W ostatnich latach za każdym razem, gdy zdmuchiwałam świeczki z urodzinowego tortu, miałam jedno życzenie: polecieć do Tokio po medal.

Jak trudną pokonała pani drogę, żeby uzyskać kwalifikację olimpijską?

To było trudne pięć lat, były wzloty i upadki. Podczas zgrupowań kadry, gdy było ciężko na treningach, to mówiłam do dziewczyn, że nie wiem, jak to się zakończy i czy pojadę na igrzyska, ale na pewno niczego nie będę żałowała. Przed Igrzyskami Europejskimi w Mińsku w 2019 roku myślałam, że to będą moje ostatnie zawody. Wcześniej przegrałam parę turniejów i pojawiły się myśli o zakończeniu kariery, ale nigdy nie przestałam marzyć o występie w Tokio.

Podczas turnieju kwalifikacyjnego w Paryżu przegrała pani z Dołgatową w finale barażów i żeby uzyskać awans na igrzyska, musiała pani poczekać na światowy ranking. Duża była niepewność i stres?

Na oficjalną informację czekałam dwa tygodnie, ale już wcześniej wiedziałam, że awansuję na igrzyska z rankingu. Wyliczyliśmy to z trenerami i z osobami z Polskiego Związku Bokserskiego. Byłam wysoko w rankingu, bo dostałam punkty za złoty medal w Igrzyskach Europejskich, za ćwierćfinał MŚ w 2019 roku i za ćwierćfinał w turnieju kwalifikacyjnym. To zapewniło mi awans z rankingu, ale po porażce w Paryżu pozostał niesmak i nie potrafiłam się cieszyć, że polecę do Tokio. Przez parę dni analizowałam tę porażkę, ale wzięłam się w garść, bo miałam robotę do wykonania. Trenowałam i czekałam na oficjalną informację.

Polski boks na medal olimpijski czeka od 1992 roku. Teraz do Tokio poleciała mocna polska ekipa: trzy pięściarki i Damian Durkacz. Przywieziecie medale?

Bardzo chciałabym zdobyć medal dla Polski. Mam nadzieję, że historia zatoczy koło. W 1964 roku polscy pięściarze przywieźli z Tokio siedem medali. Oby Tokio też było szczęśliwe dla nas. Na razie jest wielka radość, cieszymy się, że jesteśmy w rodzinie olimpijskiej. Stres pewnie pojawi się w trakcie pierwszych walk. Podczas ślubowania olimpijskiego były wzruszające chwile. Bardzo ładnie wypowiedział się pan Witold Bańka, który jako były sportowiec doskonale nas rozumie. Mówił, że nie wszyscy przywieziemy medale z igrzysk, ale ważna jest satysfakcja z tego, że dało się z siebie wszystko.

Igrzyska w Tokio odbędą się w bańce, nie będzie kibiców na trybunach. Nie będą to smutne igrzyska?

To moje pierwsze igrzyska, więc nie mam porównania, ale dla mnie na pewno będą wyjątkowe. Życie w wiosce olimpijskiej jest bardzo fajne i toczy się w miarę normalnie. Oprócz tego, że musimy cały czas nosić maseczki i dezynfekować ręce. Jest dużo atrakcji dla sportowców. Do życia w bańce jestem przyzwyczajona, bo podczas turnieju w Paryżu też byliśmy zamknięci w hotelu.

Pierwszą pani rywalką w Tokio będzie Szaknoza Junuzowa. Jak trudne czeka panią zadanie?

Dwa lata temu wygrałam z tą rywalką na mistrzostwach świata. Wtedy nie była to dla mnie zbyt trudna walka. Później obserwowałam Junuzową w trakcie turniejów i myślę, że zrobiła postęp od tamtego czasu.

Jak długo zamierza pani jeszcze walczyć?

W styczniu skończę 40 lat, według przepisów w boksie olimpijskim mogę walczyć do końca 2022 roku. Ale chyba nie będzie sensu tego przeciągać. Albo zakończę karierę z medalem olimpijskim, albo tylko jako olimpijka. Nie chcę niczego deklarować, bo niektórzy kończą karierę, a później wracają do boksu. Od czterech lat jestem w ciągłym treningu, dlatego mogę mieć przesyt boksu, ale odpocznę ze 2-3 miesiące i może mnie ciągnąć do ringu. Na razie skupiam się na igrzyskach.

Nie żałowała pani nigdy, że zrezygnowała z boksu zawodowego?

Niczego nie żałowałam. Boksowałam w niemieckiej grupie Universum. To była świetna dwuipółletnia przygoda. Byłam wtedy młoda, wywalczyłam pas mistrzyni świata, ale też miałam inne priorytety. Boks był dla mnie ważny, ale nie najważniejszy. Gdy wróciłam do boksu po dziewięcioletniej przerwie, stoczyłam dwie walki zawodowe. Sama przygotowywałam się do pojedynków, nie miałam trenera, sparingpartnerów ani odnowy, a pieniądze za walki były śmieszne. Później porównywałam grupę Universum do polskich grup promotorskich i doszłam do wniosku, że do dzisiaj nie dorównują one temu, co było w Universum 15-20 lat temu.

Niedawno Ewa Brodnicka walczyła z Mikaelą Mayer w Las Vegas. Obecnie boks zawodowy kobiet daje fajne możliwości.

Już byłam w takim miejscu i to przeżyłam, a na igrzyskach olimpijskich nigdy nie byłam i tego pragnęłam. Boksowałam o pasy w Niemczech, ale też wysłali mnie do Tryninadu na walkę unifikacyjną z Jisselle Salandy, w której stawce było sześć pasów.

Jakie wspomnienia zabrała pani z tego wyjazdu?

Wszystko, co działo się wokół walki, było cudowne. Przylecieliśmy do Trynidadu wielkim samolotem, później trochę mniejszym samolotem polecieliśmy do Tobago. Lecieliśmy bardzo nisko, tuż nad oceanem. Na lotnisku czekała na nas limuzyna. Przed walką żartowaliśmy, że tak nas ugościli, że pewnie później oszukają. I tak było. Walka była wyrównana, ale na terenie gospodyni werdykt był na jej korzyść. Miałam swoje pięć minut w boksie zawodowym, ale nie byłam wtedy psychicznie dojrzała do boksu. Czułam instynkt macierzyński, chciałam założyć rodzinę. Po tej porażce rozstałam się z Universum, wróciłam do Polski i wzięłam ślub. Stoczyłam jeszcze jedną walkę na gali KnockOut Promotions i potem zaszłam w ciążę. To było dla mnie najważniejsze.

Rozmawiał: Krzysztof Smajek

zdjęcie: Facebook/KarolinaKoszewska

DODAJ ODPOWIEDŹ

Top Reviews

Video Widget

gallery