– Adeleye nie miał żadnego planu na mnie. Po walce gadał, że mógł mnie znokautować szybciej, ale chciał dłużej poboksować. Mógł podkulić ogon i powiedzieć, że przegrał walkę, ale wolał gadać bzdury – mówi Kamil Sokołowski w rozmowie z Po Gongu.
Jak bardzo jesteś wkurwiony na werdykt twojej walki z Davidem Adeleye?
Kamil Sokołowski: Przyzwyczaiłem się już do takich werdyktów. Jako journeyman wchodzę do ringu i od razu mam minus dwa punkty. Jak po ostatnim gongu szedłem do narożnika, podniosłem rękę w geście zwycięstwa, ale wiedziałem, że to ręka Adeleye będzie w górze. Gdyby był remis, to może nie byłoby takiej burzy w internecie, a tak zrobiło się niezłe zamieszanie. Na pewno wygrałem pięć rund. Na upartego można mu dać ostatnią rundę, bo wtedy trafił mnie w okolice ucha i może trochę się zachwiałem, ale nie byłem zamroczony. Wcześniej nie odczułem żadnego jego ciosu. Z tej walki wyszedłem bez szwanku.
W internecie była burza, a co się działo na miejscu?
Była krótka piłka: brać torby i wyjazd do hotelu, bo jest covid. Po zejściu z ringu wrzuciłem rękawice do kosza i od razu skierowali mnie do hotelu. Adeleye udzielił wywiadu, bo to on jest gwiazdą.
Ale ty go zweryfikowałeś.
Adeleye nie miał żadnego planu na mnie. Po walce gadał, że mógł mnie znokautować szybciej, ale chciał dłużej poboksować. Mógł podkulić ogon i powiedzieć, że przegrał walkę, ale wolał gadać bzdury. Uważam, że za wcześnie rzucili go na mnie. Na pewno jest silny, ale brakuje mu ringowego obycia. Nie ma znaczenia, że sparował z Joshuą czy Chisorą. Ja sparowałem z Parkerem i Tysonem Furym.
W tym przypadku aż się prosi o rewanż. Dojdzie do niego?
Nie mam nic przeciwko, ale zażądam więcej pieniędzy, bo to Adeleye będzie chciał zmazać plamę. Mój menedżer mówił mi, że już ruszyły rozmowy w sprawie rewanżu. Niebawem coś powinno się wyjaśnić. Jeśli dojdzie do rewanżu, to na pewno nie wezmę go na ostatnią chwilę, a teraz tak było. Ofertę dostałem kilka dni przed walką. W piątek złożyli mi propozycję, ja się od razu zgodziłem, ale w sobotę wieczorem napisali, że nic z tego nie będzie. W niedzielę zmienili zdanie i znów zaproponowali mi walkę. Fajnie się złożyło, bo byłem na obozie u Parkera, miałem wolne w pracy i do ringu wszedłem wypoczęty. Szybko regenerowałem się między rundami. A jak pracuję i trenuję, to odbija się to w trakcie walki. Wtedy czuję przemęczenie.
Za chwilę Anglicy przestaną składać ci oferty, bo bijesz ich prospektów.
Gdyby ściągnęli zawodników z Ukrainy, to oni wybiliby im wszystkich prospektów. Ale wydaje mi się, że się boją i dlatego ściągają journeymanów-kanapowców z Litwy czy z Węgier. Prospekci robią na nich rekordy, a przy okazji łapią głupie nawyki, jak choćby niskie opuszczanie rąk. Potem z lepszymi rywalami mają problemy.
Wspomniałeś o Ukrainie, ostatnio stoczyłeś tam dwie walki.
Na Ukrainie organizują bardzo fajne gale. Może wokół jest bieda, ale gale są na wysokim poziomie. Finansowo bardziej opłaca mi się walczyć na Ukrainie niż w Polsce. Ukraińcy mają bardzo dobrych pięściarzy. Ostatnio walczyłem z Viktorem Vykhrystem, dla mnie to jest trzeci Kliczko. Po walce z nim z tydzień chodziłem obolały. To jest bardzo dobry zawodnik, myślę, że zweryfikowałby paru angielskich prospektów. Myślę, że jeszcze wrócę na Ukrainę, bo mamy kontakty z tamtejszymi promotorami.

Jak trafiłeś na sparingi z Josephem Parkerem?
Odezwał się do mnie matchmaker z Australii, który uznał, że będę dobrym sparingpartnerem dla Parkera. Moje walki oglądał Andy Lee, nowy trener Parkera i też mnie zaakceptował. Musiałem wziąć urlop w pracy. Na sparingach miałem być dwa tygodnie, ale poprosili mnie, żebym został o tydzień dłużej. Przedłużyłem urlop i dalej sparowaliśmy. Prosto z tych sparingów pojechałem do Londynu na walkę. Trenowaliśmy w gymie Tysona Fury’ego. Z Tysonem też sparowałem, zrobiliśmy z osiem rund. To były sparingi zadaniowe, ale była ogromna przepaść. To już nie był mój poziom. Tyson jest w porządku gościem, dużo mi podpowiadał. Na sali jest skoncentrowany, nie było żadnych wygłupów. Byłem zaskoczony, bo w mediach zachowuje się inaczej. Tyson ciężko trenuje. Zrobił dziesięć rund sparingu, pięć rund tarczy i pięć rund worka. Maszyna. Dla mnie będzie faworytem walki z Joshuą.
Dostajesz propozycje od polskich promotorów?
We wrześniu walczyłem w Polsce na gali Rocky Boxing Night, ale ostanio nie było ofert z Polski. Z tego, co mi się obiło o uszy, możliwy jest rewanż z Adeleye na gali Quensberry w Polsce. To byłaby duża sprawa. Wtedy musiałbym skupić się tylko na treningach i znów wziąć urlop z pracy. Tym razem już chyba bezpłatny.
Masz wyrozumiałego szefa?
Na szczęście tak, ale jak mam za często walki, to trochę się krzywi. Ale nic na to nie poradzę. Mam 35 lat, może poboksuję jeszcze rok lub dwa. Od jakiegoś czasu mówię sobie, że jeszcze rok, ale ciężko jest mi tak z dnia na dzień zrezygnować z boksu. Po takich walkach jak z Adaleye mam jeszcze większą motywację do treningów. Jedna walka może dużo zmienić w życiu.
Na co dzień jeździsz ciężarówką. Ciężka to jest robota?
Pracuję przy recyklingu, wybieramy pojemniki ze szkłem i innymi surowcami. Jestem kierowcą, mam dwóch ładowaczy, ale czasami muszę wyskoczyć z auta i im pomóc. Dziennie opróżniamy ze dwa tysiące pojemników. Trochę trzeba się nadźwigać, nie jest to lekka robota. Minimum trzysta razy dziennie wyskoczę z ciężarówki i pomogę ładowaczom. Przed pracą staram się biegać, a po pracy idę na trening. Może to jest za duże przeciążenie, czasami czuję się zajechany.
A nie myślałeś o tym, żeby zająć się tylko boksem?
Nie miałoby to sensu. Żeby tak zrobić, musiałbym mieć dobrego promotora i stałych sponsorów. Nie chodzi mi o sponsora, który rzuci jakiś ochłap raz na miesiąc. Miałem paru pseudosponsorów. Ktoś rzucił mi kilogram białka raz w miesiącu i uważał się za wielkiego sponsora. Sam podziękowałem za taki sponsoring, bo było dużo gadania, a to białko warte było z dziesięć funtów. Teraz pomaga mi firma Sport Advice, która opłaca mi sparingpartnerów. Rok temu rozpocząłem współpracę z Łukaszem Rostkowskim, który jest moim menedżerem. Łukasz zaopiekował się mną, kładzie nacisk na sparingpartnerów.
Ile kosztują cię przygotowania do walki?
Od września trenuję bez trenera. Gdy muszę zrobić sparingi, to wynajmuję klub. Do tego trzeba opłacić sparingpartnerów. Stawki za tydzień to 500-600, max tysiąc funtów. Niektórzy chcą posparować i chcą tylko, żeby zapłacić im za paliwo, jedzenie i hotel.
Dlaczego we wrześniu rozstałeś się z trenerem?
Nie robiłem postępów, a ciągłe klepanie tarczy nie miało sensu. Jak potrzeba, to jadę do znajomego trenera i jemu płacę za tarczę. Sam układam sobie plan treningowy. Ja już za dużo nie zmienię w swoim boksie. Nowy trener niczego mnie nie nauczy. Mam 35 lat i mam nawyki, które wychodzą na zmęczeniu.
Czyli rozumiem, że taktykę na walkę też sobie sam ustalasz?
Teraz taktykę ustalałem z menedżerem, trochę podpowiedział nam też Darek Snarski, który oglądał walki Adeleye. Wdrożyliśmy swój plan i to zadziałało. Z Darkiem często mamy teleporady, ha ha. W narożniku był mój menedżer i dwóch cutmenów, których zapewnił organizator.
Rozmawiał: Krzysztof Smajek