– Do walki z Wallinem przygotowywałem się w garażu pod domem. Przyjechał kolega, zrobiliśmy ze trzy tarcze pod mańkuta i ułożyliśmy taktykę. W ringu wszystko zagrało – mówi Kamil Sokołowski o walce z Otto Wallinem.
Krzysztof Smajek: Jak wrażenia po walce z Otto Wallinem?
Kamil Sokołowski: To była wyrównana walka. Po Wallinie spodziewałem się czegoś innego. Po dwóch rundach zwątpiłem w to, że on jest kozakiem. Na początku myślałem, że ruszy na mnie, jak osłabnę, ale tak się nie stało. Słyszę głosy, że był nieprzygotowany do walki. Skoro był nieprzygotowany, to mógł nie wychodzić do ringu. Chyba też trochę za dużo respektu do niego czułem. Z tyłu głowy siedziało mi, że to jest gościu z czołówki wagi ciężkiej.
Z werdyktem się zgadzasz?
Tak, choć sędzia mógł mi dać jedną rundę więcej. Pamiętaj, że walkę z Wallinem wziąłem z siedmiodniowym wyprzedzeniem. Nie było czasu na przygotowania, z pięć dni mocniej potrenowałem. Do walki przygotowywałem się w garażu pod domem. Przyjechał kolega, zrobiliśmy ze trzy tarcze pod mańkuta i ułożyliśmy taktykę. W ringu wszystko zagrało. Dobrze się złożyło, bo akurat miałem cztery dni wolnego i mogłem jechać na walkę. Niedawno zmieniłem pracę i teraz jeżdżę TIR-em na nocne zmiany. Pracuję cztery nocki, później mam cztery dni wolnego.
Zobacz, jak Kamil Sokołowski trenował do walki z Otto Wallinem.
Nie czujesz niedosytu? Wydaje mi się, że mogłeś więcej wycisnąć z tej walki. Szkoda, że w 4-5 rundzie nie zaryzykowałeś i nie poszedłeś na jakąś wymianę z Wallinem.
Był niedosyt. Może i mogłem postawić wszystko na jedną kartę, ale nie zaryzykowałem, bo nie chciałem się wystrzelać. Trochę bałem się o przygotowanie fizyczne. W piątej i szóstej rundzie trochę mnie przytkało. Wszyscy spodziewali się, że Wallin szybko mnie znokautuje, a ja przetrwałem cały dystans. Widziałem, że Szwed był zdesperowany w trakcie walki. Robił głupie miny i nawet skarżył się sędziemu, że uderzyłem go głową. To była desperacja. Wyszedłem do walki z myślą, że nie mam nic do stracenia. I nic nie straciłem, a nawet zyskałem. Dużo osób mnie chwaliło, mówili, że dałem dobrą walkę. Nie ma żadnych obrażeń, więc w poniedziałek wracam do pracy. Nie poczułem ani jednego jego ciosu i nie byłem zamroczony. Mocniejsze ciosy przyjmowałem na sparingach od Parkera. Myślę, że z Wallina nic nie będzie.
Co dalej z twoją karierą?
Już dostałem następne oferty. Mogłem się bić w następny weekend z Kashem Alim, ale odmówiłem. Mam też propozycję walki z rywalem z Uzbekistanu. W grę wchodzą starcia z Polakami: Marcinem Siwym i Damianem Knybą.
Twoją walkę z Siwym chętnie bym zobaczył. Wreszcie ktoś by go przetestował.
Dostałem propozycję walki z Siwym, ale na razie nie ma konkretów. Mojemu menedżerowi, Łukaszowi Rostkowskiemu, powiedziałem, że dopóki nie będzie konkretów, to nie zawracam sobie tym głowy. Wybierzemy najlepszą ofertę pod względem finansowym. Czuję się coraz mocniejszy i mogę się bić z każdym. Jeśli chodzi o walki z Siwym i Knybą, to jest jeszcze problem z tym, że British Boxing Board of Control nie wyda mi zgody na takie walki, bo nie uznaje Polskiej Unii Boksu. A na rzecz walki z Siwym czy Knybą nie zrezygnuję z angielskiej licencji bokserskiej. Jeśli te sprawy zostaną uregulowane, to mogę walczyć najpierw z jednym, a potem z drugim. Boks traktuję jako hobby. Cieszę się, że mogę trenować i walczyć. Z rekordem 11-25 jestem drugi w rankingu boxrec polskiej wagi ciężkiej. Ale dla mnie miejsce w rankingu nie ma znaczenia.
Siwy jest trzeci w tym rankingu. Ale jego kariera jest zupełnie inaczej prowadzona niż twoja.
Wydaje mi się, że Marcin powinien podjąć jakieś wyzwanie. Nie rozwinie się, jeśli będzie obijał słabych rywali. Co on zyska po wygranej z Csomorem? Nic. Ja przegrywam walki, ale po każdej z nich zdobywam doświadczenie. W CV mam niezłych przeciwników. Polscy pięściarze są inaczej prowadzeni. Najpierw budują rekord na słabych rywalach, później przegrywają z kimś lepszym i mają ze 20 walk na odbudowę. Bez sensu.