– Rynek amerykański docenia Maćka, dlatego pojawiła się propozycja walki z Munguią. To jest oferta od zawodnika, o którym Maciek marzył. Ostatnio gdzieś przeczytałem opinię, że my tylko czekamy na ofertę i jedziemy za granicę. Zawsze tak było. Dziwię się, że ktoś się temu dziwi – mówi Andrzej Wasilewski w rozmowie z Po Gongu.
Maciej Sulęcki wejdzie do ringu z Jaime Munguią 24 kwietnia w Teksasie?
Andrzej Wasilewski: Na tę chwilę (rozmawialiśmy 29 marca – red.) nie mam żadnych informacji, żeby miało nie być tej walki. Kontrakty podpisaliśmy z dziesięć dni temu. Ale zawsze coś może się wydarzyć, zwłaszcza w czasie pandemii.
Kiedy planowany jest jego wylot do USA?
Czekamy na wizę dla Maćka. Wszystko zależy od administracji Stanów Zjednoczonych. Myślę, że w ciągu kilku dni powinien otrzymać wizę i wtedy poleci do USA.
To nie będzie wyjazd na wariackich papierach?
Z jednej strony Maciek nie ma dostępu do wszystkich sparingpartnerów, których byśmy chcieli. Ale z drugiej, nie pamiętam zawodnika z naszej grupy, który wyjechałby do USA wcześniej niż dwa tygodnie przed walką. Maciek ma dwójkę małych dzieci i myślę, że dla niego jednym z ważniejszych elementów nie jest kwestia sparingów, ale oderwanie się od rodzinnej strefy komfortu. Dlatego rozumiem, że chciałby jak najszybciej polecieć do USA.
Na jakim etapie przygotowań jest Maciek?
Nie jestem na bieżąco, bo mam dużo spraw na głowie, ale Maciek twierdzi, że cały czas był w treningu i wszedł w etap sparingów. Teoretycznie wszystko idzie zgodnie z podręcznikiem. Ostatnio sparował z jakimś ukraińskim pięściarzem o rekordzie 11-0.
Sulęcki zmienił trenera, wrócił do treningów z Pawłem Kłakiem. Co pan o tym sądzi?
W jego przypadku nie wtrącam się w sprawy trenerskie. Maciek nie jest zawodnikiem, którego prowadziłem od początku, więc ustaliliśmy, że niczego nie będę mu narzucał w sprawach szkoleniowych. Doszły mnie słuchy, że Maciek planuje zmiany. Gdyby ktoś mnie zapytał o radę, to pewnie wskazałbym kogoś innego. Jestem przeciwnikiem koleżeńskiej relacji na linii zawodnik-trener. Pewnie są wyjątki, ale z reguły nie są to dobre relacje. Jestem zwolennikiem bardziej patriarchalnego systemu: pan trener i zawodnik, a nie koledzy klepiący się po plecach. W Polsce niestety jest tylko kilku trenerów. Często zdarza się, że zawodnik i trener są kolegami. Tak jest w przypadku Maćka i Piotra Wilczewskiego czy Pawła Kłaka. Nie kojarzę by w polskim boksie zbyt bliskie relacje zawodnika z trenerem służyły obu panom w rozwoju kariery. W tym sporcie trzeba czasem tupnąć, w trakcie walki wytarmosić za ucho, a jak ludzie za bardzo się lubią, to nie ma czegoś takiego.
Miał pan jakieś wątpliwości przed podpisaniem kontraktu na walkę Sulęckiego z Munguią?
Rynek amerykański docenia Maćka, dlatego pojawiła się propozycja walki z Munguią. To jest oferta od zawodnika, o którym Maciek marzył. Ostatnio gdzieś przeczytałem opinię, że my tylko czekamy na ofertę i jedziemy za granicę. Zawsze tak było. Dziwię się, że ktoś się temu dziwi. W Polsce można stoczyć walkę, która ma aż i tylko wymiar sportowy za maksymalnie 100 czy 150 tysięcy złotych, bo na tyle stać polski rynek, a za granicą można zarobić gaże kilkuset tysięcy dolarów i jeszcze można się wypromować. Rynek amerykański gwarantuje wyzwania sportowe, o których sportowcy powinni marzyć. W Polsce nie będzie ani takich wyzwań, ani takich pieniędzy. Maciek udowodnił, że jest twardym zawodnikiem i że nie unika wyzwań. W USA pokazał się z dobrej strony, ale przegrał dwie najważniejsze walki. Moim zdaniem Maciek nie ma nic do stracenia w starciu z Munguią. Jeśli wygra, znów będzie kandydatem do walki o mistrzostwo świata. Jeśli, nie daj Boże, przegra po dobrej walce, to potwierdzi, że jest liczącym się w skali światowej zawodnikiem i dostanie następne oferty. W takiej sytuacji decyzję zostawiam zawodnikowi, ale w głębi duszy byłem za walką z Munguią.
Oferta była korzystna pod względem finansowym?
Była zaskakująco dobra. Maciek postawił twarde warunki, nie do końca byłem przekonany, czy uda się je zrealizować, ale udało się. To wyjątkowa i trudna do przebicia czy powtórzenia oferta, naprawdę duże pieniądze. Nie sto i nie dwieście tysięcy dolarów brutto.
Jak trudnym rywalem dla Sulęckiego będzie Munguia?
Moim zdaniem Munguia jest trochę przereklamowany w stosunku do tego, jak jest promowany. Widzę głodnego, pewnego siebie Meksykanina, który ma twardą szczękę, ale w przeciwieństwie do Andrade czy Jacobsa jest dużo prostszy pod względem technicznym. Widać, że jest silny, może przyjąć, chętnie też odda. Ale nie jest wirtuozem boksu, mimo że ma genialny rekord.
24 kwietnia w USA miał walczyć też Fiodor Czerkaszym. To już nieaktualny temat?
Nic z tych planów nie wyjdzie, bo Fiodor musi się wyleczyć. Przesłał mi zaświadczenie od lekarza, że żebro prawidłowo się goi, ale dostał zakaz treningów na dwa tygodnie. To jest w ogóle ciekawa historia, bo po raz pierwszy zawodnik z moim zastępcą ukryli przede mną poważną kontuzję. Mam nadzieję, że to było pierwszy i ostatni raz. Choć dobrze zrobili, bo gdybym dowiedział się, że Fiodor ma złamane żebro, to skasowałbym walkę i galę. Ale ta sytuacja pokazała, że Fiodor jest charakternym chłopakiem.
Rozmawiał: Krzysztof Smajek
Foto: Piotr Duszczyk/boxingphotos.pl
Przeczytaj także: „Zrobiło mi się miło, gdy zobaczyłem wpisy Artura Szpilki. Hejterzy nagle zamilkli”
Po Gongu TV poleca: